Wigilia – jak nam wyszło?
Nastał czas Świąt Bożego Narodzenia, a my jesteśmy na drugiej półkuli, gdzie nie ma naszych tradycji. Bez produktów, które u nas są bez problemu dostępne, bez wielkiej kuchni, bez śniegu, ani rodziny. Jak w takich warunkach zorganizować kolację wigilijną?
Pomysłów na spędzenie świąt (a konkretnie Wigilii) było kilka. Pierwszy pojawił się, gdy na grupie zrzeszającej ludzi z Australii pojawiło się otwarte zaproszenie na wspólną Wigilię. Pomyśleliśmy: idziemy! Później dostaliśmy zaproszenie od znajomej, która organizowała u siebie tradycyjną, polską Wigilię dla swoich znajomych. I początkowo myślałam, że to najlepsza opcja jaka mogła nam się trafić. Ale… Przylecieliśmy tutaj żeby było inaczej, po naszemu, żeby nauczyć się radzić sobie w innych warunkach. Więc z przykrością musieliśmy odmówić i zorganizować wszystko samemu.
Jak wygląda Wigilia w Australii?
Nie wygląda. Tu nie ma Wigilii. Tutaj świętuje się 25 grudnia. Wigilia to dla nich normalny dzień jakich wiele. Sklepy są normalnie otwarte, wszyscy pracują w normalnych godzinach. Wtorek jak każdy inny. Pojedyncze miejsca skracają godziny pracy, ale raczej ze względu na następny dzień, a nie po to, żeby umożliwić pracownikom świętowanie. Nie ma też potraw wigilijnych. W pierwszy dzień świąt przygotowuje się indyka jak to jest często na filmach. Wszyscy się wtedy spotykają na wspólnym obiedzie. Nie ma 12 potraw, nie ma opłatka, nie ma pierogów z kapustą i grzybami. Polacy mieszkający tutaj oczywiście przenoszą i swoje tradycje, więc na grupach na Facebooku można zaobserwować wzmożoną aktywność i poszukiwania pierogów, kapusty czy świątecznych ciast. I z tego co widzę to całkiem nieźle im to idzie.
Nasza Wigilia
Organizację naszej Wigilii rozpoczęliśmy od wycieczki do sklepu i zorientowania się co w ogóle jesteśmy w stanie zrobić. Wybór był ograniczony, więc wybraliśmy tylko kilka potraw. Zaczęliśmy też poszukiwania opłatka. No bo jak to Wigilia bez opłatka. I tutaj nastąpiło wielkie zdziwienie, bo tu nikt nie mówi o opłatku. Nikt w kościele nie ogłasza, że opłatek można nabyć po mszy w zakrystii. Może wszyscy kupili z dużym wyprzedzeniem? Podeszliśmy więc po mszy (w kościele katolickim) do księdza z misją wyjaśnienia mu, że podróżujemy i nie mogliśmy zaopatrzyć się w niego wcześniej. I tu nastąpiło jeszcze większe zdziwienie. I nasze i księdza, z którym rozmawialiśmy. Bo okazuje się, że w jego całym życiu jesteśmy drugą parą, która go o coś takiego prosi (tamci też są Polakami), a on nie ma pojęcia o co chodzi, bo tu nie ma takiej tradycji. Jest to tylko zwyczaj polskich katolików (i kilku innych krajów europy środkowej i jest jedną z najstarszych tradycji, bo pochodzącą z X wieku). Więc opłatka nie będzie. Co za to będzie? Pasterka o północy. Udało nam się znaleźć polski kościół, gdzie o północy oprawiana jest polsko-angielska msza. Tylko jak dotrzeć na mszę o północy z kempingu, a później wrócić na kemping? No najlepiej samochodem. Tylko samochód to też nasz dom, więc trzeba złożyć namiot, a później z nocy go rozłożyć. Nie ma mowy, nie da rady. Przenosimy się do hotelu. 😁 Po wszystkich analizach powstał taki plan:
- 10:00 – wymeldowanie z kempingu,
- zakupy na Wigilię i pierwszy dzień Świat (bo wszystko będzie zamknięte),
- znalezienie miejscówki na Wigilię,
- przygotowanie jedzenia,
- Wigilia,
- zameldowanie w hotelu,
- 24:00 – pasterka.
Tak też zrobiliśmy. Zakupy zajęły nam ok. godziny (razem ze spacerkiem po ikei 😍), następnie pojechaliśmy na wyspę Bribie, znaleźliśmy stoliczki biwakowe przy plaży i zaczęliśmy przygotowania. Czas szykowania wszystkiego (dla dwóch osób) – 1,5h 😂 Najszybciej przygotowania Wigilia w naszym życiu. Wyszło nam tak:
A po kolacji wigilijnej spacerek po plaży, co by się lepiej wszystko trawiło (oczywiście, że jedzenia było za dużo).
Po spacerku wybraliśmy się do hotelu, żeby przygotować się do pasterki o północy, a ponieważ mieliśmy do niej kilka godzin, udało nam się obdzwonić część rodziny i znajomych i osobiście złożyć życzenia – na to też często nie ma wystarczająco czasu w Wigilię.
Nie było kapusty z grzybami, domowych pierogów, miliona innych potraw. Ale nie było też nerwów z tym związanych, kłótni, stresu czy się zdąży czy nie, kombinowania czy na pewno każdy będzie zadowolony, biegania, zarywania nocy, żeby ugotować wystarczająco dużo potraw, tylko po to żeby później 90% jedzenia zamrozić albo wyrzucić bo się zepsuło. Nie było też przejadania się. Oczywiście było i tak za dużo jak na naszą dwójkę, ale spokojnie dojemy to przez dwa najbliższe dni i nic się nie zmarnuje.
Bo chyba nie o to chodzi w tych świętach.
Życzymy wszystkim zdrowych i wesołych
Świąt Bożego Narodzenia,
pełnych ciepłej, rodzinnej atmosfery
🎄
M&M
PS: Czy wiecie, że wizerunek Świętego Mikołaja jeżdżącego saniami z zaprzęgniętymi reniferami w formie w jakiej znamy go dzisiaj zaczął powstawać w XIX wieku za sprawą wiersza „Noc wigilijna” autorstwa Clementa Clarke’a Moore’a, a następnie rozpowszechniony między innymi przez koncern Coca-Cola. Wcześniej Święty Mikołaj wyglądał jak Święty Mikołaj z Miry – biskup Miry żyjący na przełomie III i IV wieku na terenach obecnej Turcji.
2 komentarze on "Wigilia – jak nam wyszło?"
Kochani, ja już Wam życzyłam Wesołych Świąt w prywatniej wiadomości, a wigilijną relację nadrabiam dopiero w nowym roku, ale powiem Wam, że jestem pod wrażeniem Waszej kreatywności 😀 <3
Ja też 🤣